Obraz Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem”

Tło bitwy pod Grunwaldem.

6 sierpnia 1409 roku w Malborku wielki mistrz Ulryk von Jungingen nakazał zredagowanie listu skierowanego do króla Polski Władysława II Jagiełły wypowiadającego Polsce wojnę. Początek XV wieku to również okres narastającego konfliktu między zakonem krzyżackim z jednej, a Polską i Litwą z drugiej strony. W 1409 roku wybuchło wielkie, antykrzyżackie powstanie na Żmudzi. Strona zakonna oczekiwała, że król Polski, zachowa w tym nowym konflikcie krzyżacko-litewskim, neutralność. Jednak możnowładcy polscy wraz z królem, podjęli zdecydowaną decyzję o nieopuszczaniu Litwy w potrzebie. Tego samego roku zawarto rozejm między Polską, a Krzyżakami, który miał trwać do 23 czerwca 1910 roku. 3 lipca wojska polsko-litewskie wyruszyły spod Czerwińska, kierując się bezpośrednio ku granicy krzyżackiej. Rankiem 15 lipca wojska unii jagiellońskiej przybyły na pola wsi Stębarka i Grunwaldu, rozbiły obóz wśród krzaków i gajów. Król wysłuchał w skupieniu dwóch mszy następnie udał się na wzniesienie, by dokonać przeglądu wojska i pasować na rycerzy wielu Polaków. Kiedy już koło południa, miał zacząć bitwę, przybyło doń dwu heroldów. Jeden z nich przyniósł królowi nagi miecz od wielkiego mistrza. Drugi herold, miał taki sam miecz, który wielki marszałek zakonu przekazywał wielkiemu księciu litewskiemu Witoldowi. Obaj dowódcy przyjęli rycerski podarunek, zaś rycerstwo zaśpiewało Bogurodzicę. Sam król, w otoczeniu straży przybocznej nie wziął bezpośredniego udziału w starciu, obserwując rozwój wypadków ze wzgórza, wydając rozkazy przez swych heroldów. W pierwszej fazie bitwy pod Grunwaldem do ataku ruszyło prawe skrzydło litewskie pod dowództwem wielkiego księcia Witolda. W środkowej fazie bitwy Krzyżacy byli w stanie prowadzić jedynie walkę obronną. Wielki mistrz jednak, widząc zbliżającą się klęskę postawił wszystko na jedną kartę. Wprowadził do boju 16 świeżych, odwodowych chorągwi i sam stanął na ich czele. Atak krzyżackiego odwodu nie powiódł się. Po pewnej chwili wahania, kiedy myślano, że wojska te, to wracające z ucieczki oddziały litewskie, armia polska otoczyła krzyżacki odwód i wycięła w pień. To w tej fazie bitwy poległ, z rąk nieznanego z imienia rycerza, wielki mistrz zakonu Ulryk von Jungingen, oraz wszyscy niemal dostojnicy zakonu. W ostatniej fazie bitwy, najkrwawszej, zdobyto krzyżacki obóz wraz ze wszystkimi taborami. Bitwa zakończyła się około godziny 19. Klęska zakonu była zupełna. Na polu bitwy poległa cała nieomal starszyzna zakonna, z wielkim mistrzem i wszystkimi dostojnikami wchodzącymi w skład krzyżackiego „rządu”. 17 lipca wojska unii jagiellońskiej zwinęły obóz spod Grunwaldu i ruszyły na Malbork. Marszem chciano sprowokować mistrza do walnej rozprawy, po czym, po zwycięstwie, zawrzeć korzystny dla Polski i Litwy pokój. Oblężenie nie przyniosło efektów, więc wojska Jagiełły się wycofały. 1 lutego 1411 roku podpisano traktat pokojowy kończący Wielką Wojnę z zakonem krzyżackim. Na mocy jego postanowień wszelkie nieporozumienia miedzy stronami mają zostać zapomniane. Zapewniono także uwolnienie wszystkich jeńców bez okupu. Wszelkie zamki i miasta zajęte podczas wojny powinny zostać zwrócone poprzednim właścicielom, z wyjątkiem Żmudzi, która pozostaje pod panowaniem Władysława II i wielkiego księcia litewskiego Witolda, ale tylko na okres ich życia. Księciu mazowieckiemu Ziemowitowi IV zakon miał zwrócić ziemię zawkrzańską, zaś ziemia dobrzyńska pozostawała pod władzą Królestwa Polskiego. Z kolei pod panowaniem zakonu miało pozostawać nadal Pomorze, ziemia chełmińska i część Kujaw.

Opracował:
Patryk Kozłowski
Muzeum Bitwy pod Grunwaldem w Stębarku

Tło polityczne Wielkiej Wojny z zakonem krzyżackim (1385-1409).

6 sierpnia 1409 roku w Malborku wielki mistrz Ulryk von Jungingen nakazał zredagowanie listu skierowanego do króla Polski Władysława II Jagiełły wypowiadającego Polsce wojnę. List wielkiego mistrza, stał się początkiem Wielkiej Wojny z zakonem krzyżackim i był konsekwencją nieuchronnego konfliktu, który narastał między Polską a zakonem od końca XIV stulecia. Jego początkiem była zawarta w latach 1385 – 1386 unia polsko-litewska. Początek XV wieku to okres narastającego konfliktu między zakonem krzyżackim z jednej, a Polską i Litwą z drugiej strony. Krzyżacy, chcąc utrzymać swój tytuł prawny do dalszej ekspansji na Litwę oraz pomoc rycerstwa zachodnioeuropejskiego lansowali tezę o pozorności chrztu Litwy i wzywali krzyżowców z Europy do dalszego zasilania ich sił zbrojnych. Z kolei wśród polskich elit politycznych narastało przekonanie o konieczności walnej rozprawy z groźnym przeciwnikiem. W 1409 roku wybuchło wielkie, antykrzyżackie powstanie na Żmudzi. Strona zakonna oczekiwała, że król Polski, zachowa w tym nowym konflikcie krzyżacko-litewskim, neutralność. Jednak możnowładcy polscy wraz z królem, podjęli zdecydowaną decyzję o nieopuszczaniu Litwy w potrzebie.

Pierwsza faza Wielkiej Wojny. Oręż i dyplomacja.

W pierwszej fazie wojny strona krzyżacka była zdecydowanie bardziej ofensywna. Krzyżacy opanowali Bydgoszcz. Strona polska także nie próżnowała. Książę mazowiecki Janusz I w początkach października dotarł ze swymi wojskami pod Działdowo, gdzie spalił miasto, czternaście wsi, po czym wycofał się bez strat. 8 października 1409 roku został zawarty rozejm, który miał obowiązywać do 24 czerwca 1410 roku. Obie strony utrzymywały dotychczasowy stan posiadania, jednocześnie strona polska zobowiązywała się nie pomagać ani Żmudzinom, ani tym, którzy ich popierają. Nikt tak naprawdę nie wierzył w możliwość polubownego załatwienia sporu między zakonem a Polską w wyniku rozjemstwa króla czeskiego. Obie strony jednak chciały dać sobie więcej czasu, by opracować plany strategiczne kampanii roku 1410 oraz dokonać zbrojeń, wykorzystując niemal cały swój potencjał militarny i gospodarczy.

Kampania wojenna roku 1410. Bitwa pod Grunwaldem.

W historiografii powszechnie przyjmuje się, że plany kampanii wojennej na rok 1410 zostały opracowane na tajnej naradzie wojennej w Brześciu Litewskim, w grudniu 1409 roku. 24 czerwca wieczorem, skończył się zawarty poprzedniego roku rozejm polsko-krzyżacki. Został on jednak przedłużony o tydzień. 3 lipca wojska polsko-litewskie wyruszyły spod Czerwińska, kierując się bezpośrednio ku granicy krzyżackiej. Rankiem 10 lipca wojsko polsko-litewskie, podeszło pod zamek w Kurzętniku. Tymczasem na drugim, umocnionym brzegu Drwęcy, stał wielki mistrz na czele niemal całej swej potęgi. Wobec tego zdecydowano się na 40-kilometrowy odskok od Kurzętnika i obejście Drwęcy u jej źródeł, a następnie kontynuowanie marszu na Malbork. 13 lipca w rejonie zajętego bez walki Działdowa dokonano reorganizacji sił i wyruszono ku północy. Wzięto z marszu Dąbrówno, w obozie pod Dąbrównem pozostano przez dwa dni. Rankiem 15 lipca wojska unii jagiellońskiej przybyły na pola wsi Stębarka i Grunwaldu, rozbiły obóz wśród krzaków i gajów. Król wysłuchał w skupieniu dwóch mszy następnie udał się na wzniesienie, by dokonać przeglądu wojska i pasować na rycerzy wielu Polaków. Kiedy już koło południa, miał zacząć bitwę, przybyło doń dwu heroldów. Jeden z nich przyniósł królowi nagi miecz od wielkiego mistrza. Drugi herold, miał taki sam miecz, który wielki marszałek zakonu przekazywał wielkiemu księciu litewskiemu Witoldowi. Obaj dowódcy przyjęli rycerski podarunek, zaś rycerstwo zaśpiewało Bogurodzicę. Sam król, w otoczeniu straży przybocznej nie wziął bezpośredniego udziału w starciu, obserwując rozwój wypadków ze wzgórza, wydając rozkazy przez swych heroldów. Przyjmuje się, że siły zakonne liczyły około 15 tys. kombatantów, siły armii koronnej 20 tys., zaś litewskie około 10 tys. Wiadomo jedynie z całą pewnością, że wojska koronne składały się z 51 chorągwi, litewskie z 40, zaś rycerstwo służące pod dowództwem krzyżackim wystawiło 51 chorągwi. Jednakże stan liczebny każdej z nich, czy też jej siła uderzeniowa jest niemożliwa do oszacowania.

W pierwszej fazie bitwy pod Grunwaldem do ataku ruszyło prawe skrzydło litewskie pod dowództwem wielkiego księcia Witolda. To w tej fazie bitwy dwa razy odezwała się krzyżacka artyleria, która jednak nie uczyniła atakującym żadnej szkody. Kontrnatarcie krzyżackie sprawiło jednak, że po około godzinie walki prawe skrzydło zaczęło się chwiać a następnie rzuciło się do ucieczki. Istnieją jednak poważne przesłanki za uznaniem, że ucieczka ta mogła być częścią planu taktycznego, swoistym manewrem zwrotnej konnicy litewsko-tatarskiej, która miała za zadanie odciągnąć prawe skrzydło krzyżackie daleko od pola bitwy, co istotnie się stało. Dzięki tej ucieczce, bądź zręcznemu manewrowi, rozerwała się zwartość całego frontu wojsk zakonnych. Litwini ponieśli jednak duże straty. W tym czasie zażarta bitwa trwała już na całej szerokości frontu. Niewątpliwie strona polska przeżyła wówczas swój największy kryzys. Pod naporem sił krzyżackich upadł nawet chorąży Marcin z Wrocimowic, dzierżący wielką chorągiew króla polskiego. Sama chorągiew jednak została szybko odbita przez stronę polską. Pomimo powrotu ścigającego Litwinów prawego skrzydła armii zakonnej i włączenia się go do bitwy, strona polska zaczęła zdecydowanie przeważać. W tej fazie bitwy Krzyżacy byli już w stanie prowadzić jedynie walkę obronną. Wielki mistrz jednak, widząc zbliżającą się klęskę postawił wszystko na jedną kartę. Wprowadził do boju 16 świeżych, odwodowych chorągwi i sam stanął na ich czele. Atak krzyżackiego odwodu nie powiódł się. Po pewnej chwili wahania, kiedy myślano, że wojska te, to wracające z ucieczki oddziały litewskie, armia polska otoczyła krzyżacki odwód i wycięła w pień. To w tej fazie bitwy poległ, z rąk nieznanego z imienia rycerza, wielki mistrz zakonu Ulryk von Jungingen, oraz wszyscy niemal dostojnicy zakonu. W ostatniej fazie bitwy, najkrwawszej, zdobyto krzyżacki obóz wraz ze wszystkimi taborami. Bitwa zakończyła się około godziny 19. Klęska zakonu była zupełna. Na polu bitwy poległa cała nieomal starszyzna zakonna, z wielkim mistrzem i wszystkimi dostojnikami wchodzącymi w skład krzyżackiego „rządu”.

Po Grunwaldzie. I pokój toruński.

17 lipca wojska unii jagiellońskiej zwinęły obóz spod Grunwaldu i ruszyły na Malbork. Marszem chciano sprowokować mistrza do walnej rozprawy, po czym, po zwycięstwie, zawrzeć korzystny dla Polski i Litwy pokój. Armia Jagiełły dotarła pod Malbork 25 lipca. Oblężenie nie przyniosło spodziewanych efektów, dlatego też 19 września zdecydowano się na wycofanie i odejście spod Malborka. Polakom udało się jeszcze podczas tej kampanii, 10 października pod Koronowem, rozbić idące Krzyżakom na pomoc posiłki z Rzeszy. Obrońca malborskiego zamku, Henryk von Plauen, 9 listopada 1410 roku został wybrany wielkim mistrzem w miejsce poległego Ulryka von Jungingena. 1 lutego 1411 roku podpisano traktat pokojowy kończący Wielką Wojnę z zakonem krzyżackim. Na mocy jego postanowień wszelkie nieporozumienia miedzy stronami mają zostać zapomniane. Zapewniono także uwolnienie wszystkich jeńców bez okupu. Wszelkie zamki i miasta zajęte podczas wojny powinny zostać zwrócone poprzednim właścicielom, z wyjątkiem Żmudzi, która pozostaje pod panowaniem Władysława II i wielkiego księcia litewskiego Witolda, ale tylko na okres ich życia. Księciu mazowieckiemu Ziemowitowi IV zakon miał zwrócić ziemię zawkrzańską, zaś ziemia dobrzyńska pozostawała pod władzą Królestwa Polskiego. Z kolei pod panowaniem zakonu miało pozostawać nadal Pomorze, ziemia chełmińska i część Kujaw.

Pierwsza faza Wielkiej Wojny. Oręż i dyplomacja.

Jak napisano we wstępie niniejszego artykułu, w pierwszej fazie wojny strona krzyżacka była zdecydowanie bardziej ofensywna. Oprócz wymienionych wyżej miast i grodów Krzyżacy opanowali też Bydgoszcz współdziałając z grupą niemieckich mieszczan, którzy otworzyli im bramy.

Strona polska także nie próżnowała. Książę mazowiecki Janusz I w początkach października dotarł ze swymi wojskami pod Działdowo, gdzie spalił miasto, czternaście wsi, po czym wycofał się bez strat. Sam król również szykował się do kontrnatarcia. Już od pierwszych dni września przebywał w Wolborzu, dokąd zwołano pospolite ruszenie. Prawdopodobnie szesnastego września wyruszył z wojskiem pod Łęczycę, gdzie zabawił cztery dni oczekując na przybycie rycerstwa z Wielkopolski. Stamtąd już po czterech dniach przybył wraz z całym wojskiem pod Bydgoszcz, nie napotykając po drodze krzyżackiego oporu i rozpoczął oblężenie miasta. Musiało ono być bardzo gwałtowne, skoro od pocisków z dział zginął komtur i dowódca zamku. Miasto zostało wzięte szturmem ósmego dnia oblężenia i powierzone wojewodzie brzeskiemu Maciejowi z Łabiszyna. Jednocześnie do króla Władysława dotarł Jakub Gliniany, pisarz księcia Witolda, który powiadomił monarchę, iż w czasie tej kampanii wojennej, a był już przecież nieomal październik, nie może przyjść z pomocą i doradzał zawieszenie broni na okres zimowy. Tak też się stało. 8 października 1409 roku został zawarty rozejm, zaś spór o Żmudź przekazano, jako rozjemcy, Wacławowi Luksemburskiemu, królowi rzymskiemu i czeskiemu. Król ten miał zresztą bezpośredni udział w zawarciu rozejmu, wysyłając do pertraktacji między zwaśnionymi stronami książąt śląskich. Rozejm miał obowiązywać do 24 czerwca 1410 roku, do zachodu słońca. Obie strony utrzymywały dotychczasowy stan posiadania, jednocześnie strona polska zobowiązywała się nie pomagać ani Żmudzinom, ani tym, którzy ich popierają. Litwa nie została wymieniona w rozejmie. Było to z obu stron utrzymywanie pewnej fikcji. Ze strony krzyżackiej podtrzymywało to uznawanie rozdzielności państwowej Polski i Litwy. Strona polska z kolei uważała, że nie ma potrzeby wymieniać osobno Litwy, skoro ta jest integralną częścią Królestwa Polskiego.

Nikt tak naprawdę nie wierzył w możliwość polubownego załatwienia sporu między zakonem a Polską w wyniku rozjemstwa króla czeskiego. Obie strony jednak chciały dać sobie więcej czasu, by opracować plany strategiczne kampanii roku 1410 oraz dokonać zbrojeń, wykorzystując niemal cały swój potencjał militarny i gospodarczy. Trzeba tu przyznać, że gospodarka zakonu w roku 1409 przedstawiała dużo lepszy obraz, niż gospodarka unii polsko-litewskiej, czy też nawet przeciętna gospodarka każdego ówczesnego państwa europejskiego. Z kolei unia polsko-litewska dysponowała znacznie większymi zasobami ludzkimi, co zresztą widoczne było w dysproporcji sił na polach Grunwaldu. Obie strony nie zaniedbywały też czasu rozejmu do przygotowań dyplomatycznych pod przyszłą kampanię. Akcja propagandowa Krzyżaków tradycyjnie już, rzec by można, przedstawiała wojnę z Polska i Litwą w kategoriach krucjaty przeciwko poganom. Udało się im także przekupienie Zygmunta Luksemburskiego, przyrodniego brata króla Wacława II, któremu Krzyżacy podwyższyli sumy zastawne za Nową Marchię o 40000 guldenów. W tajnym układzie zobowiązywał się Luksemburczyk do dywersyjnego uderzenia na Polskę od południa. Zakon pozyskał także sojuszników w osobach książąt zachodniopomorskich Świętobora i Bogusława. Także książę śląski Konrad Biały wsparł orężnie sprawę zakonu. Pieniędzmi nie pogardził wreszcie sam rozjemca, król czeski Wacław II, który 15 lutego 1410 roku ogłosił wyrok rozjemczy. Na jego mocy Krzyżacy nie tylko mogli zatrzymać Żmudź, ziemię dobrzyńską, ale mogli sobie rościć pretensje także do Litwy. Wobec takiego orzeczenia króla Wacława II, Polacy nie przyjęli, co oczywiste, wyroku, szykując się na wiosnę do ciężkiej kampanii wojennej.

Kampania wojenna roku 1410. Bitwa pod Grunwaldem.

W historiografii powszechnie przyjmuje się, idąc za Długoszem, że plany kampanii wojennej na rok 1410 zostały opracowane na tajnej naradzie wojennej w Brześciu Litewskim, w grudniu 1409 roku. W naradzie tej, oprócz króla Władysława i księcia Witolda wziął udział jedynie podkanclerzy Królestwa Polskiego Mikołaj Trąba. W zjeździe, według słów Długosza, wziął też udział chan tatarski Dżelal-ed-Din, choć trudno przypuszczać, by został dopuszczony do tajnych narad najwyższych dostojników.

Podczas narady ustalono termin koncentracji wojsk polsko-litewskich, sposób przeprawy armii przez Wisłę po moście pontonowym, którego zbudowanie powierzono staroście radomskiemu Dobrogostowi Czarnemu, ten zaś zlecił bezpośrednie wykonawstwo „mistrzowi Jarosławowi”. Więcej szczegółów tajnego spotkania Jan Długosz nie przekazał, można je jednak bez trudu zrekonstruować na podstawie przebiegu kampanii wojennej, jak i dalszych wydarzeń politycznych, bowiem narada ta dotyczyła także palących problemów unii polsko-litewskiej. Po pierwsze załatwiono na niej sprawę buntującego się najmłodszego brata Jagiełły księcia Świdrygiełły, któremu, da uspokojenia sytuacji i zaspokojenia jego ambicji obiecano oddać po wojnie Podole, jako dziedzinę książęcą. Po drugie zapewniono sobie pomoc Tatarów Dżelal-ed-Dina, kandydata do tronu Wielkiej Ordy, któremu obiecano po wojnie wydatną pomoc w osadzeniu na chańskim tronie, co istotnie udało się później wcielić w czyn. Postarano się również, wobec wrogiej postawy Zygmunta Luksemburskiego, o zabezpieczenie południowych granic Królestwa Polskiego za pomocą sojuszy zaczepno- obronnych. Pozyskano sobie również przychylność papieża Aleksandra V, wybranego przez sobór w Pizie w roku 1409 w miejsce walczących dotychczas ze sobą papieży: Benedykta XIII i Grzegorza XII. Papież ten niegdyś jako franciszkanin przebywał na Litwie i znał się osobiście z Władysławem Jagiełłą.

Tyle dyplomacja. Natomiast opracowany według wszelkiego prawdopodobieństwa właśnie w Brześciu plan kampanii wojennej, był majstersztykiem strategicznym, który zrywał z powszechnie obowiązującymi w średniowieczu sposobami prowadzenia kampanii wojennych. Wielu autorów przypisuje mu także wpływy orientalnej sztuki wojennej, nieobcej tak Jagielle, jak i Witoldowi. Przede wszystkim zakładał przeniesienie całości kampanii wojennej na teren wroga, ponadto zaplanowano atak całą skoncentrowaną armią wprost w samo serce zakonu – stołeczny Malbork. Jak pokażą dalsze losy kampanii wojennej, nie chciano, jak można przypuszczać, zdobywać i szturmować malborskiego zamku. Ten, pomimo obecności w polskiej armii dział, i to dział oblężniczych, wydawał się wówczas raczej nie do zdobycia. Chciano jednakże tym śmiałym manewrem zmusić zakon do przyjęcia jednej, dużej walnej bitwy. Po Brześciu plany kampanii omawiano też zapewne, być może jeszcze bardziej szczegółowo, gdyż zbliżała się już pora zakończenia rozejmu, w późniejszej o cztery miesiące naradzie w Nowym Sączu. Król Władysław i książę Witold zjawili się tam 6 kwietnia 1410 roku. Stamtąd Witold, na polecenie królewskie udał się do Kieżmarku na rokowania z królem węgierskim Zygmuntem Luksemburczykiem. Podobno, jak chce nasz kronikarz, podczas tych rokowań usiłował Zygmunt bezskutecznie namówić Witolda do odstąpienia od Polski. To w Nowym Sączu zapewne zapadła decyzja o natychmiastowej, powszechnej mobilizacji wszystkich sił unii polsko-litewskiej. Wydaje się to potwierdzać fakt, że książę Witold wyjechał z Nowego Sącza w ogromnym pośpiechu, by po czterech dniach być już na terenie swojego władztwa, natychmiast zarządzając powszechną mobilizację. Międzynarodowy skład jego armii nie stanowił tu większej przeszkody. Oddziały litewskie, ruskie, tatarskie i mołdawskie współpracowały już ze sobą udanie podczas kampanii roku 1408.

24 czerwca wieczorem, po zachodzie słońca, skończył się zawarty poprzedniego roku rozejm polsko-krzyżacki. Fakt ten wykorzystała strona polska, konkretnie załogi kujawskie, z Inowrocławia i Brześcia Kujawskiego. Gdy wielki mistrz ucztował w Toruniu z posłami króla węgierskiego – Mikołajem Garą, Ściborem ze Ściborzyc i braćmi zakonnymi, ukryte w lasach pod Toruniem oddziały zaatakowały i spaliły, na oczach bezradnego Ulryka, kilka krzyżackich wsi komturii nieszawskiej. Prawdopodobnie nie wiedziano o tym, że tym czynem złamano kolejne zawieszenie broni, zawarte w wyniku mediacji posłów węgierskich, a obowiązujące na okres dziesięciu dni. Zostało ono zawarte najpóźniej rankiem 24 czerwca i miało obowiązywać do 4 lipca. Rozejm ten był korzystny dla obu stron. Zakon oczekiwał na znaczne oddziały zaciężne zwerbowane przez komtura toruńskiego hrabiego von Sayn w liczbie 500 kopii, z kolei Jagiełło, dzięki rozejmowi mógł bez przeszkód dokończyć koncentracji wojsk oraz dokonać przeprawy połączonej armii polsko-litewskiej przez Wisłę. Zabezpieczone rozejmem oddziały koronne mogły spokojnie kontynuować swój marsz w kierunku głównego miejsca koncentracji wojsk polsko-litewskich – ku Czerwińskowi. Stał tam już gotowy do przeprawy słynny most pontonowy zlokalizowany, według wszelkiego prawdopodobieństwa, między Czerwińskiem a Kromnowem. 29 czerwca wielki książę Witold przysłał do króla posłańca, który w imieniu księcia poprosił monarchę o przysłanie mu oddziałów polskich, które pomogłyby osłaniać litewską armię w przeprawie przez Narew. Król bezzwłocznie wysłał mu na pomoc 12 chorągwi. 30 czerwca armia polska dotarła do mostu i natychmiast przystąpiła do przeprawy, chcąc zapewne uchwycić i zabezpieczyć przyczółek po drugiej stronie Wisły. Jako pierwszy przeprawy dokonał osobiście monarcha. Dużą uwagę przywiązywano do szybkiego przeprawienia „sprzętu wojennego”, a zatem taborów, artylerii, machin wojennych. Po przeprawie wojska królewskie rozbiły obóz. Tego samego dnia doszło do połączenia wojska koronnego z litewskim. Na wieść o zbliżaniu się Witolda, Jagiełło wyruszył z obozu na spotkanie wraz z towarzyszącymi mu możnowładcami. Witoldowi towarzyszył chan Dżelal-ed-Din wraz posiłkowym oddziałem „tylko trzystu Tatarów”. W miejscu przeprawy pozostano trzy dni, w trakcie których dokonano ostatecznego przerzucenia na drugi brzeg rzeki całej armii koronnej. Tu, do obozu polskiego przybył rycerz polski w służbie węgierskiej, Dobiesław Skoraczowski, wysłany przez rozjemców króla węgierskiego, prosząc Jagiełłę o wyznaczenie terminu spotkania z Mikołajem de Gara i Ściborem ze Ściborzyc, celem dalszych pertraktacji pokojowych. Król wyznaczył termin na „najbliższą sobotę i niedzielę” (tj. 5 i 6 lipca), nie chcąc jednak podawać miejsca, w którym w tych dniach będzie obozować armia polsko-litewska. Było to najprawdopodobniej działanie celowe, które miało uniemożliwić zakonowi poznanie dokładnych planów marszowych dowództwa unii polsko-litewskiej. Działanie ze wszech miar słuszne, albowiem wielki mistrz Ulryk dokładnie wypytywał posłańca po jego powrocie o liczne szczegóły dotyczące wrogiej armii, zarzucając nawet wysłannikowi kłamstwa wyolbrzymiające siły polsko-litewskie.

3 lipca wojska polsko-litewskie wyruszyły spod Czerwińska, kierując się bezpośrednio ku granicy krzyżackiej poprzez ziemie księcia Janusza I. Pierwszego dnia przebyto odległość zaledwie około 14-16 kilometrów, rozbijając obóz pod Żukowem, na terenie ziemi ciechanowskiej. Tu do wojsk Jagiełłowych doszła wieść o sukcesie, jaki odniósł Janusz Brzozogłowy, komendant załogi polskiej w Bydgoszczy, który zwabił w zasadzkę i wyciął oddział zakonny ze Świecia. Choć militarnie starcie to nie miało żadnego znaczenia, poczytano je jednak w całym wojsku za dobrą wróżbę. Stanowiło też jeden z powodów, dla których w Świeciu pozostał z załogą komtur Henryk von Plauen, późniejszy obrońca Malborka. Dzień później wyruszono w dalszą drogę w kierunku północno-zachodnim, wkraczając do ziem będących we władaniu Siemowita IV i obozując w nie wymienionej z nazwy wsi. Tego dnia pokonano odległość około 25-27 kilometrów.

5 lipca do obozującego pod Jeżowem króla polskiego przybyli posłowie węgierscy, którzy chcieli dowiedzieć się o polskich warunkach pokoju. Władysław Jagiełło poinformował posłów, że zakon musi oddać ziemię dobrzyńską, zrzekną się pretensji do Żmudzi oraz zapłacą Polsce odszkodowanie, którego wysokość ustali król Zygmunt Luksemburczyk. Warunki te, choć względnie umiarkowane, były jednak nie do przyjęcia dla strony zakonnej, uważającej wszak Żmudź za integralną część swojego państwa. Król, nie chcąc przedwcześnie zdradzać swych planów strategicznych krzyżakom, celowo przetrzymał u siebie posłów do niedzieli. Z Jeżowa bowiem armia polsko-litewska mogła uderzyć albo na ziemię dobrzyńską, albo ruszyć na północny-zachód i wkroczyć do Prus. Z Jeżowa, po obiedzie, wyruszono dalej i zatrzymano się nad rzeką Wkrą. Od tej chwili stało się jasne, że armia polsko-litewska kieruje się wprost ku granicy państwa zakonnego. W niedzielę, 7 lipca król, nie tając już swych zamiarów zaprosił nawet posłów węgierskich na pewne wzniesienie, by mogli przypatrzeć się całej defilującej potędze armii litewskiej i koronnej. Monarcha zarządził tez próbny alarm, by sprawdzić gotowość wojsk do walki. 7 lipca, w poniedziałek, wojsko dotarło do Bądzynia nad rzeką Wkrą, gdzie pozostało przez dwa dni, zapewne oczekując na wolniejsze od rycerstwa tabory.

Jeśli Władysław Jagiełło planował zaskoczenie wielkiego mistrza Ulryka, musiał doznać zawodu. Strona krzyżacka, poprzez rozbudowany system wywiadowczy, była dość dobrze zorientowana w trasie przemarszu wojsk króla i wielkiego księcia. Toteż wielki mistrz już 2 lipca był osobiście w Kurzętniku, miejscu prawdopodobnej przeprawy Jagiełły i przygotowywał tak zamek, jak i rzekę Drwęcę do obrony, chcąc w tym niekorzystnym dla armii polsko-litewskiej miejscu wydać walną bitwę. Wczesnym rankiem 10 lipca wojsko polsko-litewskie, wyruszając z obozu, który znajdował się prawdopodobnie w okolicach wsi Kowaliki, 12 kilometrów w linii prostej od Kurzętnika, podeszło pod zamek, gdzie udało się zagarnąć 50 koni zakonnych. Król Władysław rozbił obóz nad jeziorem Rubkowo. Tymczasem na drugim, umocnionym brzegu Drwęcy, stał wielki mistrz na czele niemal całej swej potęgi. W tej sytuacji jakakolwiek próba forsowania rzeki zabezpieczonej palisadą, działami oraz warownym zamkiem, którego ruiny i dziś jeszcze robią wrażenie, byłaby niewątpliwą katastrofą dla armii unii jagiellońskiej. Do dziś w historiografii toczy się mocny spór, czy pod Kurzętnikiem doszło do całkowitego zaskoczenia polskiego monarchy, które w rezultacie spowodowało kryzys dowództwa połączonych sił. Pewne jest jednak, że dowództwo krzyżackie zdołało przejrzeć plany polsko-litewskie i doskonale przygotowało się do obrony.

Wobec napotkanych trudności, a być może i niepewności co do dalszego planu strategicznego w obozie pod Kurzętnikiem powołano do życia radę wojenną. W jej skład, oprócz samego króla wszedł wielki książę litewski Witold, kasztelan krakowski Krystyn z Ostrowa, wojewoda krakowski Jan z Tarnowa, wojewoda poznański Sędziwój z Ostroroga, wojewoda sandomierski Mikołaj z Michałowa, podkanclerzy królewski Mikołaj Trąba, marszałek Królestwa Polskiego Zbigniew z Brzezia oraz podkomorzy krakowski Piotr Szafraniec. Obradująca rada powzięła niezwykle śmiałą i jedyną właściwą w tej sytuacji decyzję. Zdecydowano się na 40-kilometrowy odskok od Kurzętnika i obejście Drwęcy u jej źródeł, a następnie kontynuowanie marszu na Malbork. 13 lipca w rejonie zajętego bez walki Działdowa dokonano reorganizacji sił i wyruszono ku północy, przebywając odcinek 25 kilometrów, by wkroczyć w wąski przesmyk pomiędzy jeziorami Wielka i Mała Dąbrowa, zaryglowany przez miasto Dąbrówno. Miasto to zostało wzięte z marszu, złupione i spalone oraz wydane na łup wojsku. W obozie pod Dąbrównem pozostano przez dwa dni.

Rankiem 15 lipca obie armie wyruszyły ku swemu przeznaczeniu. Jak podają polskie źródła, nad ranem spadł deszcz, który zmył kurz z kopyt końskich. Wojska polsko-litewskie na pole bitwy przemierzyły odległość dwu mil, na której wokół płonęły wsie wrogów. Trasa przemarszu, determinująca ustawienie wojsk przed bitwą, jak i sam przebieg starcia, po dziś dzień jest przedmiotem dyskusji naukowych i pozostaje kwestią otwartą. Wydaje się jednak, nie wchodząc w polemikę, że w świetle ostatnich badań archeologicznych prowadzonych przez Muzeum Bitwy pod Grunwaldem słuszną jest koncepcja prof. Svena Ekhdala, który dowodzi, że armia polsko-litewska na pole bitwy dotarła idąc z Wierzbicy przez Samin w kierunku Mielna, czyli na północ od Dąbrówna. W okolicach wsi Grunwald wojska królewskie zeszły z drogi, skręciły w prawo i zajęły stanowiska, na których ustawiły się do walki. Z kolei wojska wielkiego księcia litewskiego zajęły pozycje bardziej na wschód w kierunku Łodwigowa. Oddziały krzyżackie z kolei idąc od Frygnowa, przeszły przez Stębark idąc w kierunku południowo-zachodnim. Istniejące do dziś ruiny kaplicy pobitewnej znajdowałyby się zatem w samym sercu obozu krzyżackich wojsk, czyli w miejscu, w którym znajdowała się kaplica polowa wielkiego mistrza.

Innym problemem, który tu jedynie zarysujemy, a który, w świetle dostępnych nam materiałów źródłowych zdaje się być niezwykle trudny, o ile nie niemożliwy do ustalenia, jest liczebność wojsk, które tego dnia stanęły do bitwy. Bez zajmowania tu jakiegokolwiek stanowiska odsyłamy tu do znanej pracy Andrzeja Nadolskiego, który przyjmuje, że siły zakonne liczyły około 15 tys. kombatantów, siły armii koronnej 20 tys., zaś litewskie około 10 tys. Wiadomo jedynie z całą pewnością, że wojska koronne składały się z 51 chorągwi, litewskie z 40, zaś rycerstwo służące pod dowództwem krzyżackim wystawiło 51 chorągwi. Jednakże stan liczebny każdej z nich, czy też jej siła uderzeniowa jest niemożliwa do oszacowania.

Gdy rankiem 15 lipca wojska unii jagiellońskiej przybyły na pola wsi Stębarka i Grunwaldu, król Władysław nakazał rozbić obóz wśród krzaków i gajów, rozbić swój namiot wraz z kaplica polową. Podczas gdy król wysłuchiwał w skupieniu dwóch mszy, nadciągali kolejni gońcy z wiadomościami o pojawianiu się następnych chorągwi nieprzyjacielskich. Monarcha jednak zdawał się być niewzruszony, nie ulegał też naciskom wielkiego księcia, który najpierw przez gońców, zaś później osobiście wzywał Jagiełłę do boju. Zwłoka ta była zapewne celowa. Być może Jagiełło czekał, aż wszystkie jego chorągwie dotrą na plac boju i ustawią się w szykach, być może czekał na przynoszone zapewne przez zwiadowców informacje o ustawieniu wojsk przeciwnika. Nie bez znaczenia może tu też być często podkreślany fakt, że wojsko polsko-litewskie czekało na starcie pod osłoną drzew, zaś krzyżacy w pełnym, lipcowym słońcu. Dopiero po wysłuchaniu mszy, w trakcie których ze strony polskiej miecznik krakowski Zyndram z Maszkowic, zaś ze strony litewskiej wielki książę Witold ustawili wojska do bitwy, Jagiełło nakazał rycerzom przepasanie się słomą, by móc odróżnić się w boju od wojsk krzyżackich i wydał hasła bojowe: Kraków i Wilno. Następnie udał się na wzniesienie, by dokonać przeglądu wojska i wprowadzić, być może, pewne zmiany celem realizacji swego planu taktycznego. Dokonał także pasowania na rycerzy wielu Polaków, wygłosił też krótką mowę zagrzewającą do walki. Kiedy już, koło południa, pragnął włożyć hełm i zacząć bitwę, przybyło doń i do wielkiego księcia litewskiego Witolda dwu heroldów. Jeden z nich, herold króla węgierskiego przyniósł królowi nagi miecz od wielkiego mistrza. Drugi herold, księcia szczecińskiego, miał taki sam miecz, który wielki marszałek zakonu przekazywał wielkiemu księciu litewskiemu Witoldowi. Obaj dowódcy przyjęli rycerski podarunek, zaś rycerstwo zaśpiewało Bogurodzicę. Sam król, w otoczeniu straży przybocznej nie wziął bezpośredniego udziału w starciu, obserwując rozwój wypadków z pewnego wzgórza, zapewne wydając rozkazy przez swych heroldów. Rozpoczęła się bitwa.

W pierwszej fazie bitwy pod Grunwaldem do ataku ruszyło prawe skrzydło litewskie pod dowództwem wielkiego księcia Witolda, wspierane przez chorągiew gończą i chorągiew św. Jerzego. To w tej fazie bitwy dwa razy odezwała się krzyżacka artyleria, która jednak nie uczyniła atakującym żadnej szkody, zaś impet uderzenia litewskiej lekkiej jazdy zmiótł puszkarzy. Kontrnatarcie krzyżackie sprawiło jednak, że po około godzinie walki prawe skrzydło zaczęło się chwiać a następnie rzuciło się do ucieczki. Istnieją jednak poważne przesłanki za uznaniem, że ucieczka ta mogła być częścią planu taktycznego, swoistym manewrem zwrotnej konnicy litewsko-tatarskiej, która miała za zadanie odciągnąć prawe skrzydło krzyżackie daleko od pola bitwy, co istotnie się stało. Dzięki tej ucieczce, bądź zręcznemu manewrowi, rozerwała się zwartość całego frontu wojsk zakonnych. Litwini ponieśli jednak duże straty. Do głównych sił wojsk koronnych udało się przedrzeć w tej fazie bitwy jedynie dwie z trzech chorągwi smoleńskich dowodzonych przez Semena-Lingwena Olgierdowicza, rodzonego brata Jagiełły. Trzecia chorągiew smoleńska została wycięta w pień. W tym czasie zażarta bitwa trwała już na całej szerokości frontu. Niewątpliwie strona polska przeżyła wówczas swój największy kryzys. Pod naporem sił krzyżackich upadł nawet chorąży Marcin z Wrocimowic, dzierżący wielką chorągiew króla polskiego. Sama chorągiew jednak została szybko odbita przez stronę polską. Pomimo powrotu ścigającego Litwinów prawego skrzydła armii zakonnej i włączenia się go do bitwy, strona polska zaczęła zdecydowanie przeważać, w różnych miejscach likwidując słabnące oddziały krzyżackie. W tej fazie bitwy Krzyżacy byli już w stanie prowadzić jedynie walkę obronną. Wielki mistrz jednak, widząc zbliżającą się klęskę postawił wszystko na jedną kartę. Wprowadził do boju 16 świeżych, odwodowych chorągwi i sam stanął na ich czele. Być może uderzenie odwodów na flankę zmęczonych wojsk polskich mogłoby przesądzić o przebiegu bitwy na korzyść Krzyżaków, gdyby nie fakt, że manewr ten został w porę dostrzeżony przez polskie wojska, w tym przede wszystkim przez samego króla, który natychmiast wysłał herolda do pobliskiej chorągwi nadwornej, złożonej z królewskich dworzan, by ta starła się z wrogiem. To podczas ataku tych wypoczętych hufców miała miejsce słynna scena, w której od odwodów wielkiego mistrza oderwał się rycerz z Łużyc, Leopold von Koekeritz, zwabiony wspaniałą zbroją królewską, nie mając zapewne pojęcia, że stoi przed nim król, złożył kopię i ruszył wprost na polskiego monarchę. Król podjął wyzwanie i, złożywszy kopię, także ruszył do ataku. Nie dane mu było jednak dosięgnąć wroga. Ten bowiem, w mało rycerski sposób, został ugodzony w bok ułamkiem włóczni przez pisarza królewskiego Zbigniewa z Oleśnicy. Leżącego wśród drgawek rycerza dobili piesi stojący przy królu.

Atak krzyżackiego odwodu nie powiódł się. Po pewnej chwili wahania, kiedy myślano, że wojska te, to wracające z ucieczki oddziały litewskie, armia polska otoczyła krzyżacki odwód i wycięła w pień. To w tej fazie bitwy poległ, z rąk nieznanego z imienia rycerza, wielki mistrz zakonu Ulryk von Jungingen, oraz wszyscy niemal dostojnicy zakonu. W ostatniej fazie bitwy, najkrwawszej, zdobyto krzyżacki obóz wraz ze wszystkimi taborami. Uciekinierzy krzyżaccy bronili się zapewne za wozami taborowymi, które szturmować musiało spieszone rycerstwo, zachęcone niewątpliwie rządzą łupów. Bitwa zakończyła się około godziny 19.

Klęska zakonu była zupełna. Na polu bitwy poległa cała nieomal starszyzna zakonna,z wielkim mistrzem i wszystkimi dostojnikami wchodzącymi w skład krzyżackiego „rządu”. Ocalał jedynie wielki szpitalnik Werner von Tettingen. Zgodnie ze średniowieczną tradycją, król Władysław pozostał na polu bitwy do 17go lipca, by zaznaczyć swoje zupełne zwycięstwo. Zapewne czas ten wykorzystano na pochowanie zabitych, zebranie łupów, wreszcie na odpoczynek. Ciało wielkiego mistrza i najwyższych dostojników król nakazał obmyć, okryć purpurą i odesłać do Malborka.

Po Grunwaldzie. I pokój toruński.

17 lipca wojska unii jagiellońskiej zwinęły obóz spod Grunwaldu i ruszyły na Malbork. Był to, co prawda cel wyprawy, której plan strategiczny został opracowany w grudniu 1409 roku w Brześciu, jednakże nikt zapewne nie spodziewał się, że istotnie przyjdzie Władysławowi Jagielle i Witoldowi oblegać stolicę zakonu. Tym marszem chciano jedynie sprowokować mistrza do walnej rozprawy, po czym, po zwycięstwie, zawrzeć korzystny dla Polski i Litwy pokój. Tymczasem doszło do kuriozalnej sytuacji, w której po grunwaldzkiej bitwie, formalnie strona polska nie miała z kim zawierać układu pokojowego. Wszyscy, którzy w tej krytycznej dla zakonu sytuacji mogli przejąć ster rządów, polegli.

Armia polsko-litewska dotarła pod Malbork 25 lipca, zajmując po drodze poddające się okoliczne zamki i miasta. Tu jednak zamek już zabezpieczył energiczny komtur Świecia Henryk von Plauen, który był w Malborku już od 18go lipca. Rozpoczęło się niemrawe oblężenie. Nic dziwnego, bowiem Malbork przy ówczesnym stanie techniki wojskowej, był w zasadzie twierdzą nie do zdobycia. Pod Malborkiem sytuacja zaczęła się kształtować na niekorzyść strony polskiej. Po pierwsze na pomoc Krzyżakom przybywały posiłki z Rzeszy i Inflant, zaś poddani zakonu, którzy nieomal en bloc przechodzili po Grunwaldzie pod władzę polską, zaczęli pomału odstępować króla Władysława. Także starzy sprzymierzeńcy zakonu i wrogowie Polski, Zygmunt Luksemburczyk oraz Wacław II nie byli zainteresowani w całkowitej likwidacji panowania Krzyżaków w Prusach. Ponadto od 18 maja 1410 roku w Niemczech panowało bezkrólewie. Konkurujący ze sobą rywale – Zygmunt Luksemburczyk, Wacław II i Jost, chcąc zapewnić sobie przychylność elektorów i rycerstwa niemieckiego prześcigali się w obietnicach pomocy dla zakonu. Mogło to w pewnej perspektywie czasowej zagrozić wojną z całą Rzeszą Niemiecką. Pomoc zbrojną dla zakonu organizował Jerzy von Wirsberg, wielki szafarz królewiecki, który chciał pod koniec września przeprowadzić uderzenie zbrojne na Polskę. Również mistrz inflancki, któremu kończył się okres rozejmu z Litwą zdecydował się na wysłanie do Prus posiłków wojskowych. Należy także pamiętać, że wyprawa grunwaldzka byłą pospolitym ruszeniem, które zwykle operowało przez kilka tygodni. Rycerze z trwogą myśleli o możliwości spędzenia jesieni lub, co gorsza, zimy, pod murami zakonnej stolicy. W obozie rozeszła się także plotka, jakoby Zygmunt Luksemburczyk wraz z całą potęgą wkroczył na ziemie Królestwa Polskiego, siejąc pożogę i zniszczenie. Brakowało także pieniędzy na żołd dla wojsk zaciężnych. Zdecydowano się zatem na wycofanie z Prus i odejście spod Malborka. Stało się to 19go września.

Wraz z odejściem wojsk unii jagiellońskiej z Prus pod panowanie krzyżackie wracać zaczęły miasta i zamki, które wcześniej poddały się Jagielle. Polakom udało się jeszcze podczas tej kampanii wojennej osiągnąć dwa spore sukcesy. 21 września wracające do domu pospolite ruszenie zdobyło doskonale umocniony zamek w Radzyniu, oblegany jeszcze od czasów bitwy pod Grunwaldem. Ponadto 10 października wojska polskie pod Koronowem, w znakomitej bitwie kawaleryjskiej rozbiły idące Krzyżakom na pomoc posiłki z Rzeszy. Był to jednak już tylko łabędzi śpiew Grunwaldu.

Obrońca malborskiego zamku, Henryk von Plauen, 9 listopada 1410 roku został wybrany wielkim mistrzem w miejsce poległego Ulryka von Jungingena. Szybko udało mu się odbudować władzę zakonu w Prusach. Odstępców karał z całą bezwzględnością. By mieć pieniądze na dalszą wojnę, sprzedał królowi Wacławowi dobra zakonu w Czechach, pożyczył także pieniądze od mieszczan gdańskich. W tej sytuacji strona polsko-litewska zdecydowała się na rokowania pokojowe. 9 grudnia w Nieszawie zawarto rozejm, zaś po rokowaniach w Toruniu, 1 lutego 1411 roku podpisano traktat pokojowy kończący Wielką Wojnę z zakonem krzyżackim. Na mocy jego postanowień wszelkie nieporozumienia miedzy stronami mają zostać zapomniane. Zapewniono także uwolnienie wszystkich jeńców bez okupu. Wszelkie zamki i miasta zajęte podczas wojny powinny zostać zwrócone poprzednim właścicielom, z wyjątkiem Żmudzi, która pozostaje pod panowaniem Władysława II i wielkiego księcia litewskiego Witolda, ale tylko na okres ich życia. Księciu mazowieckiemu Ziemowitowi IV zakon miał zwrócić ziemię zawkrzańską, zaś ziemia dobrzyńska pozostawała pod władzą Królestwa Polskiego. Z kolei pod panowaniem zakonu miało pozostawać nadal Pomorze, ziemia chełmińska i część Kujaw.

Te najważniejsze z postanowień traktatu bywają różnie oceniane przez późniejszą historiografię i różnie tez były oceniane już w XV wieku. Trzeba tu jednak oddać sprawiedliwość królowi Władysławowi Jagielle. W istocie pokój toruński zrealizował nieomal wszystkie postulaty, z którymi unia polsko-litewska przystępowała do wojny. Czy w tamtej sytuacji politycznej można było osiągnąć więcej? Nie sądzę.

dr Szymon Drej

Muzeum Bitwy pod Grunwaldem w Stębarku

POZIOM 1
1/1