Król Władysław Jagiełło po zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem (15.07.1410 r.) ufundował w Lublinie pomnik – kościół z klasztorem dla Zakonu Najświętszego Zbawiciela. Król potrzebował 2 lat aby uzyskać zgodę Stolicy Apostolskiej. Budowa kościoła wraz z klasztorem trwała w latach 1412-26. Legenda głosi, że kościół wznosili jeńcy krzyżaccy wzięci do niewoli pod Grunwaldem. W 1426 kościół wraz z klasztorem został przekazany pod opiekę braci i sióstr Zakonu Najświętszego Zbawiciela, który został założony przez św. Brygidę Szwedzką. Przepowiedziała ona klęskę Krzyżakom.
1.A. Król Władysław Jagiełło
Władysław II Jagiełło (-1434) – wielki książę litewski i król Polski, założyciel dynastii Jagiellonów. Był synem księcia Olgierda z dynastii Giedyminowiczów. Dokładna data jego narodzin nie jest znana. Tradycyjnie przyjmowano, że przyszedł na świat około 1352 roku. Dzisiaj dominuje pogląd, że był jednak o dekadę młodszy – urodził się około 1362 roku i przejął stolec wielkoksiążęcy jako w przybliżeniu piętnastoletni chłopak.
Prawda o Twoim rodzie wsze me czasy przetrwa – tak o Jagiellonach słusznie pisał renesansowy poeta Grzegorz z Sanoka. Współcześni historycy uważają Władysława Jagiełłę za jednego z najlepszych polskich władców. Jak to się stało, że został królem Polski? Wielkie Księstwo Litewskie sąsiadowało z Królestwem Polskim. Oba państwa walczyły z Zakonem Krzyżackim. Postanowiły więc połączyć siły, a najłatwiej było to zrobić poprzez małżeństwo królowej Jadwigi z Jagiełłą. Wielkie Księstwo Litewskie było jednak krajem pogańskim, jego mieszkańcy nie wyznawali wiary w jednego Boga. W 1385 roku obydwa państwa zawarły umowę – Jagiełło otrzyma polską koronę, ale przyjmie chrześcijaństwo wraz z całym narodem litewskim i przyłączy Litwę do Polski.
W 1386 roku poślubił nastoletnią królową Polski, Jadwigę Andegaweńską. Na mocy ustaleń zawartych z polskimi panami zgodził się przyjąć chrzest, rozpocząć oficjalną chrystianizację Litwy oraz złączyć państwo litewskie z polskim, w zamian otrzymując koronę. Dokładny charakter zawartej wówczas unii do dzisiaj rodzi zażarte spory między historykami z obu krajów.
Po przybyciu do Polski książę Jagiełło został ochrzczony i przyjął imię Władysław. Po ślubie z królową Jadwigą został koronowany na króla. Od tej pory Królestwo Polskie miało dwóch królów.
W czasie swojego długiego panowania Władysław wzmocnił pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Do jego największych zasług zalicza się zwycięską wojnę z Krzyżakami, wraz z decydującą bitwą pod Grunwaldem, która zburzyła mit niepokonanych rycerzy zakonnych. W 1410 roku odniósł wielkie zwycięstwo nad Krzyżakami pod Grunwaldem. Nadał ważne prawa polskiemu rycerstwu. Między innymi zakazał karania i więzienia szlachty bez wyroku sądu. Wypełnił wolę królowej Jadwigi i wznowił działalność Akademii Krakowskiej – pierwszej polskiej uczelni. Dlatego nosi ona nazwę Uniwersytet Jagielloński.
Król był bardzo pobożny, kilka razy dziennie uczestniczył w mszach, przestrzegał postów i odbywał pielgrzymki. Miał też kilka nawyków, które zadziwiały ówczesnych, np. to, że codziennie się kąpał. Z rozrywek jego ulubionym zajęciem były łowy.
Jagiełło przyjął chrześcijańskie imię Władysław i został wyniesiony na tron 4 marca 1386 roku. Po śmierci Jadwigi w roku 1399 żenił się jeszcze trzykrotnie – kolejno z Anną Cylejską, Elżbietą Granowską i Zofią Holszańską – cały czas nie mogąc się doczekać narodzin syna. Jego pierwszy męski potomek, Władysław, przyszedł na świat gdy Jagiełło miał już ponad sześćdziesiąt lat, co wzbudziło wątpliwości co do wierności królowej Zofii i prawdziwego rodowodu dziecka.
Po śmierci Jadwigi był trzykrotnie żonaty. Dopiero z ostatnią żoną, Zofią Holszańską, miał dwóch synów. Dzięki temu na tronie polskim zasiadła dynastia Jagiellonów. Według Jana Długosza sędziwy król kilkanaście dni przed śmiercią poszedł do lasu dla słuchania słowika; a zabawiwszy na tym słuchaniu aż do późnej nocy i zaziębiwszy się mocno, zaraz od tego czasu począł na siłach upadać. Zmarł po 48 latach panowania – w wieku 83 lat. Zmarł po tym jak zaziębił się słuchając śpiewu słowików.
Materiał, technika: rzeźba, odlew w gipsie, stiuk i marmur
Styl: secesja
Czas powstania: 1910 r.
Autor, szkoła, warsztat: brak
Na zachodniej ścianie kaplicy północnej w konchowej wnęce popiersie monarchy. Głowa pod koroną królewską, wokół szyi krzyż, szata spięta na prawym ramieniu. Na piersiach krzyż. Tło wnęki płaskorzebione w liść dębu.
Pod wnęką wmurowana tablica inskrypcyjna z brązowego marmuru. Napis kuty złocony:
„ŚWIĄTYNIĘ TĘ WZNIÓSŁ
KRÓŁ WŁADYSŁAW JAGIEŁŁO/
NA PAMIĄTKĘ ZWYCIĘSTWA ODNIESIONEGO /
POD GRUNWALDEM D. 15 LIPCA 1410 ROKU
W PIĘĆSETNĄ ROCZNICĘ
WDZIĘCZNA POTOMNOŚĆ TABLICĘ TĘ POŁOZYŁA.""
1.B. Jadwiga Andegaweńska
Uchodziła za świętą. Była piękna, charyzmatyczna, samoświadoma. Nie bała się stanąć na pierwszej linii frontu i konfrontować się z mężczyznami. I choć żyła zaledwie 26 lat, to zapisała się jako potężny władca. Oto i królowa Jadwiga, polski monarcha o wyjątkowym charakterze, kobieta, która zapisała się w annałach nie tylko rodzimej historii.
Jadwiga należała do rodu Andegawenów, będącej boczną linią francuskiej dynastii Kapetyngów. Jej przedstawiciele panowali choćby na Sycylii, Węgrzech, w Albanii oraz Polsce.
Królewskie przeznaczenie
Jadwiga, urodzona najprawdopodobniej 3 października 1374 była trzecią córką, a zarazem ostatnim dzieckiem węgierskiego króla Ludwika Andegaweńskiego oraz królowej Elżbiety Bośniaczki. Rodzice nie sądzili, że ich najmłodsza córka osiągnie najwięcej z całego rodzeństwa. Dowodem niech będzie to, że w kronikach próżno szukać konkretnej daty narodzin Jadwigi. Mogła uchodzić za niepozorną, jednak w stosunkowo szybkim czasie zaczęła ukazywać swoje naturalne talenty.
Córka Ludwika i Elżbiety uchodziła bowiem za niezwykle pojętną uczennicę, naturalnie bystrą, której przeznaczeniem były sprawy o znaczeniu międzynarodowym. W 1386 roku, dokładnie 16 października, Jadwiga stała się pierwszą w historii Polski kobieta koronowaną nie na królową, lecz na króla.
Anielsko piękna i inteligentna
Monarchini, w której żyłach płynęła węgierska krew, najpewniej mogłaby być przedstawiana jako żywy wzór do naśladowania, ucieleśnienie najbardziej pożądanych cnót – nie tylko w czasach średniowiecza. Harmonijne połączenie wewnętrznej siły, jak i zewnętrznego uroku. Mniej więcej w taki sposób bywała charakteryzowana przez kronikarzy. W swoich zapiskach Jan Długosz zapewniał, że nie było w ówczesnym świecie piękniejszej niewiasty. Trudno jednak zawierzać słowom cenionego historyka, jako że urodził się on już po śmierci Jadwigi. Oczarowany urodą był jej mąż, wielki książę litewski Władysław II Jagiełło, który od samego początku miał być urzeczony jej uśmiechem.
Zresztą dokładne badania szkieletu dowodzą, że Jadwiga mogła faktycznie wzbudzać zainteresowanie. Na podstawie pomiarów kości oszacowano, że wzrost królowej wahał się w przedziale pomiędzy 175 a 182 centymetrów. Była zatem niezwykle wysoka, zwłaszcza jak na czasy, w których żyła. Badając czaszkę, obojczyki i mostek udało się również ustalić, że Jadwiga charakteryzowała się budową niezwykle proporcjonalną, zgrabną, najprawdopodobniej o włosach koloru blond, która z pewnością mogła uchodzić za prawdziwie atrakcyjną niewiastę.
Jadwiga uchodziła nie tylko za osobę atrakcyjną, ale również bardzo inteligentną. Chętnie zaglądała do europejskich księgozbiorów, ceniła sztukę, była niezwykle charyzmatyczna i świetnie wykształcona. Trzeba zresztą wiedzieć, że na swoim dworze skupiła przedstawicieli intelektualnych elit, żeby wspomnieć tylko krakowskiego biskupa Piotra Wysza, Mateusz z Krakowa, scholastyka i teologia z Pragi. Czytała pisma doktorów kościoła rzymskiego, żywoty świętej Brygidy, zamówiła trójjęzyczny Psałterz floriański. Dbała o duchowy rozwój ojczyzny.
Uduchowiona intelektualistka
Władała kilkoma językami – oczywiście węgierskim, również łaciną, a równocześnie niemieckim oraz najprawdopodobniej czeskim. W wyniku jej starań odnowiono również Akademię Krakowską – bo to w testamencie Jadwigi, którego realizacją zajął się po jej śmierci Władysław Jagiełło, znalazł się zapis o tym, że na rzecz krakowskiej uczelni przeznaczony zostanie osobisty majątek kobiecego króla. Świątynia wiedzy rozwijała się już wcześniej, a to za sprawą specjalnych zabiegów dyplomatycznych Jadwigi Andegaweńskiej, która wystarała się o to na dworze papieża Bonifacego IX. Ale i to nie wszystko.
Bo Jadwiga Andegaweńska sławę i uwielbienie zyskała również jako fundatorka wielu nowych kościołów, a także swoista kustoszka – opiekunka już istniejących świątyń, zwłaszcza klasztorów. Szczególną opieką otaczała również szpitale. W 1397 założyła bursę, czyli po prostu internat zarówno dla polskich i litewskich studentów przy Uniwersytecie Karola w Pradze. Za jej sprawą wybudowano Szpital Świętego Ducha w Bieczu, najstarszy zachowany szpital w Polsce. Starała się uposażać podobne placówki, które mieściły się również w Sandomierzu, Sączu i Stradomiu. I to zarówno szpitale miejskie, jak i należące do Kościoła.
Wyrachowany polityk…
Po koronacji Jadwiga musiała wykazywać się sprytem i inteligencją, dzięki której mogłaby skutecznie panować na polskiej ziemi. Pełny tytuł władczyni brzmiał: Hedvigis Dei gracia regina Polonie, necnon terrarum Cracovie, Sandomirie, Siradie, Lancicie, Cuiavie, Pomoranieque domina et heres, co znaczyło – ni mniej, ni więcej – Jadwiga z Bożej łaski królowa Polski, a także pani i dziedziczka ziem krakowskiej, sandomierskiej, sieradzkiej, łęczyckiej, kujawskiej i pomorskiej. Tytuł nie był bez znaczenia. Jadwiga uchodziła bowiem za osobę niezwykle kompetentną, przez co to właśnie do jej kancelarii przybywali wszyscy reprezentanci zagranicznych rządów. Władysław Jagiełło pozostawał w cieniu, będąc pod wpływem działań charyzmatycznej małżonki.
Wielki Książę Litewski, założyciel dynastii Jagiellonów, przeprowadził skuteczną chrystianizację Litwy, w czym kluczową rolę odegrała właśnie Jadwiga. Na jej grobie widnieje zresztą szczególnie symboliczny napis, który brzmi: „zaniosła światło chrześcijańskiej wiary do pogan”.
Nie bez znaczenia jest również sztuka dyplomacji, w której specjalizowała się przedstawicielka dynastii Andegawenów. Bo to właśnie ona doprowadziła do zgody pomiędzy Władysławem Jagiełłą, a jego odwiecznym rywalem, księciem Witoldem. Jadwiga okazała się być wytrawnym politykiem, czego dowodem jest inteligentnie prowadzona polityka z Zakonem Krzyżackim. W relacjach z Krzyżakami dążyła do zachowania pokoju, choć nie szła wobec nich na żadne ustępstwa. Z perspektywy czasu mówi się, że to właśnie ona przygotowała grunt pod zwycięstwo polskiego oręża pod Grunwaldem. To ona cementowała sojusze, dzięki którym ostatecznie doszło do wiktorii Władysława Jagiełły.
…bojowa władczyni
Wiosną 1387 roku królowa Jadwiga stanęła na czele zbrojnej wyprawy na Ruś Czerwoną, krainę historyczną na północ-zachodniej Ukrainie oraz w południowo-wschodniej Polsce. Pod nieobecność Jagiełły poprowadziła ona przemarsz wojsk – większość miast i zamków otworzyło przed polską królową bramy bez walki. Jednak pod Stubnem, na terenie dzisiejszego podkarpacia, drogę oddziałom polskim zagrodziły wojska węgierskie. Naprzeciwko siebie stanęły dwie siostry, bo po drugiej stronie czekały już wojska Marii, królowej Węgier. Niezwykła batalia zakończyła się ostatecznie zwycięstwem Jadwigi. W wyniku rozstrzygnięć na polu walki starostowie węgierscy zostali usunięci, natomiast Ruś Czerwona i Lwów przyłączone do Polski. Lwów już wkrótce stał się jedną z czołowych polskich metropolii.
Królowa Jadwiga
Uchodziła za świętą. Była piękna, charyzmatyczna, samoświadoma. Nie bała się stanąć na pierwszej linii frontu i konfrontować się z mężczyznami. I choć żyła zaledwie 26 lat, to zapisała się jako potężny władca. Oto i królowa Jadwiga, polski monarcha o wyjątkowym charakterze, kobieta, która zapisała się w annałach nie tylko rodzimej historii. W jej biografii znajdziemy jeszcze inne tajemnice.
2. Kościół – królewski pomnik wdzięczności
Sprowadzono z Gdańska do Lublina męska i żeńska gałąź Zakonu Brygidów przejęła więc w posiadanie istniejącą tu świątynię z prezbiterium, zakrystią i kaplicą południową. Nie sposób dokładnie ustalić czasu wyburzenia zachodniej i północnej ściany istniejącej tu kaplicy.
Nową budowlę wzniesiono na rzucie wydłużonego prostokąta. Pozostawiono ścianę wschodnią i kaplicę wraz ze ścianą południową. Korpus wydłużono w kierunku zachodnim, dostawiając do muru południowego następny odcinek, z zachowaniem przypory przekątniowej. Północno ścianę ustawiono na przedłużeniu ściany prezbiterium. To rozwiązanie zachowało się do dnia dzisiejszego. Główne wejście do świątyni o ogromnych rozmiarach, zamknięte ostrołukową arkadą zaprojektowano w tym dostawionym już odcinku ściany południowej. Obok portalu umieszczono pewnego rodzaju wziernik – małe okienko pozwalające ocenić sytuację i przyjrzeć się gościom stojącym przed bramą. Nad portalem wykonano dwa ostrołukowe zamknięte okna.
W północnej ścianie znajdowało się przejście łączące zabudowania klasztorne z kościołem oraz cztery okna. Po stronie zachodniej wykonano w ten sam sposób jak w ścianie południowej: duże, obustronnie rozglifione z polichromią w ościeżach. Dwa następne okna we wschodniej części ściany północnej były znacznie węższe i niżej usytuowane.
W fasadzie, prawie na jej osi, założono jedno duże okno, obustronnie rozglifowane i zamknięte ostrym łukiem. W czasie prac renowacyjnych w latach 2011-12, po skuciu tynków w dolnej strefie fasady, jego glif południowy i parapet są wyraźnie widoczne. Od strony wnętrza, nad emporą odkryto krótkie odcinki obu glifów, a więc dokładnie wiemy, jaka była pierwotna szerokość tego otworu. Pod parapetem okna natrafiono na pozostałości wejścia do kościoła – otworu zamkniętego łukiem odcinkowym.
Wszystkie elewacje, tuż powyżej ostrołuków, obiegał wgłębny fryz z tynkowanym tłem, który przetrwał jeszcze w kilku miejscach. W glifach okiennych od strony wnętrza zachowały się znaczne fragmenty pierwszej dekoracji malarskiej. Niewielkie jej relikty występują też na ścianach.
Obszerne wnętrze przekryto drewnianym stropem lub otwartą więźbą być może wspartą na dodatkowych słupach. Był to korpus jednoprzestrzenny i asymetrycznie ustawiony względem osi prezbiterium. Jego bryłę zamykał wysoki dach dwuspadowy dobijający do ścian szczytowych.
Charakterystyczną cechą budowli z pierwszej i drugiej fazy jest stosowanie, obok materiału ceramicznego, miejscowego kamienia, budulca tańszego i łatwo dostępnego.
W starszym korpusie kamień występował w partii fundamentowej i w dolnej części ściany południowej. Wyżej zaś, zarówno od wnętrza, jak od zewnątrz, licowe partie ściany południowej wykonano wyłącznie w cegle.
W korpusie z drugiej fazy cegłę zastosowano w licu zewnętrznym, lecz od wnętrza jedynie w ościeżach i ostrołukowych wysklepkach otworów, a pozostałą substancję lica ścian we wnętrzu wykonano z kamienia.
3. Klasztor Zakonu Najświętszego Zbawiciela w Lublinie
Dziś prawdziwych Brygidek już nie ma. Nie wiem, czy ta parafraza słów tekstu napisanego przez Agnieszkę Osiecką, wykonywanego od lat 70 przez Marylę Rodowicz i Stana Borysa nie brzmią trochę jak zgrzyt, chociaż patrząc na dzisiejszy anturaż i wspaniałych muzyków tutaj zgromadzonych , można sobie chyba na nią pozwolić. Zwłaszcza, że jest prawdziwa. Bo dziś Brygidek tutaj już nie ma. Kiedy przed sześciuset laty przybyły do Lublina nikt nie wiedział jaka będzie ich historia. Zostaną na krótko, czy na długo. Zapiszą się dobrze czy byle jak. W dziejach naszego miasta, będą stanowiły punkt odniesienia czy też wszyscy o nich zapomną. Dzisiaj wiemy już znacznie więcej. Najpierw to, że wpisały się w historie Lublina. Wschodniej Polski… Polski w ogóle… Na czterysta lat. To jest czas którego nikt z nas nie obejmuje swoim życiowym doświadczeniem. To jest coś wielkiego. Tak jak pojawiły się z nagła tak i z nagła znikły. Cieszę się bardzo, że przed kilkoma laty dzięki intensywnym pracom restauracyjnym udało się dotrzeć do podziemi tej świątyni i zobaczyć, że coś jednak zostaje. Coś materialnego po człowieku, ale i cos więcej niż materia która rozpływa się ostatecznie w tym wszechświecie. Zostaje jeszcze tożsamość i zostaje świętych obcowanie. Nie cali umieramy, coś jednak zostaje. Najpierw tożsamość: Kim byłem? Jeszcze w sierpniu w 1410 r. Król Władysław Jagiełło w przekonaniu, że trzeba oddać chwałę Bogu za Grunwaldzkie zwycięstwo, za ocalenie państw, co wtedy nie wydawało się takie oczywiste Polski i Litwy. Chciał wznieść na Grunwaldzkich polach świątynię w podziękowaniu. I od początku myślał, żeby zaludnić ją braćmi – siostrami ze Zgromadzenia Brygidzkiego. Bo jak wszyscy wówczas dobrze wiedzieli św. Brygida Szwedzka w swoich objawieniach wypowiedziała od Pana Jezusa pewne zdanie zapisane, dotyczące właśnie tego momentu w dziejach. To ciekawe jak Pan Bóg schodzi nisko w ludzkie dzieje. Aż do sytuacji narodowych, aż do sytuacji wiążących się z ocaleniem Państwa. Jak Pan Bóg jest na wyciągniecie ręki. Chyba dobrze rozumiał ten ból. Kiedy czytamy Objawienia św. Brygidy, z zainteresowaniem wysłuchiwał komentarze do niego, że prawica tych którzy noszą na płaszczach krzyż, zostanie przetrącona. Zastanawiał się pewnie, jak to się może stać bo kilka wieków wskazywało raczej na to, że to niezwyciężony zakon, że stoi za nim cała potęga kościoła, także pewien porządek organizacyjny i prawny, a tymczasem Pan Bóg schodzi bardzo blisko na tę ziemię. Wchodzi bardzo w dzieje społeczeństw i nauk. I coś co wydaje się możliwe z Bożego rozkazu, staje się faktem. Od tego momentu, kiedy król chciał zbudować na Polach Grunwaldzkich Kościół poświęcony Brygidzie i sprowadzić tam zakonników, minęło jednak parę lat. Okazało się bowiem, że Pola Grunwaldzkie pozostały w państwie krzyżackim. Trudno więc byłoby stawiać Kościół, który upamiętniałby porażkę tego właśnie sporu politycznego. Zaczął zatem król szukać takiego miejsca, gdzie można by było oddawać cześć Bogu. I znów jakoś Pan Bóg to prowadzi, że splata nasze ludzkie wybory, nasze dzieje, najprostsze sytuacje z czymś co ma przynieść owoc na wieki a nawet i na wieczność. Jagiełło lubił Lublin. Kiedy był ogłoszony Królem to, gdy przekraczał polsko-litewską granicę pierwsze większe miasto po drodze to był właśnie Lublin. I tutaj panowie małopolscy obwoływali Go Królem. I polubił to miejsce na zawsze. A potem, kiedy udawał się z Krakowa do Wilna zatrzymywał się właśnie w Lublinie. Polubił to miejsce. Widocznie znał je także dobrze. Wielokrotnie tutaj przecież bywał. Znał je dobrze i wiedział, że jest taki kościółek za murami miasta Lublina poświęcony Matce Bożej, św. Barbarze i św. Zofii, który mógłby się nadawać na miejsce spokojnego kultu św. Brygidy. Była to świątynia której murów trudno oglądać, są one wtopione w mury tego kościoła. Zbudowany jeszcze pod koniec XIV w. Sięgające zatem jakoś w naszą przeszłość, niemal najgłębszą…przynajmniej patrząc z dzisiejszego punktu widzenia.
Sięgamy czegoś co jest starsze, czegoś co stanowią tożsamości nasze, powiem jeszcze podkreślonej, zaakcentowanej. Zatem tutaj postanowił król sprowadzić Brygidki i Brygidów. I tak też się stało. W latach 20-stych zaczęli tutaj mieszkać. Najpierw trzeba było sprowadzić tutaj Brygidów i Brygidki, którzy byli narodowości niemieckiej. Nie udało się królowi sprowadzić Włochów. Zatem z Gdańska, który wtedy leżał poza granicami Polskiego Państwa, sprowadził król pierwsze siostry, pierwszych braci. Ale inicjatywa ta okazała się bardzo trafiona, bo szybko w ciągu kilku dekad znalazło się dość Polaków i Polek, którzy chcieli włączyć się w życie tego klasztoru. Co więcej był to jedyny klasztor sióstr znajdujący się na wschód od Wisły, na tamtym etapie dziejów. Miał zatem wielkie oddziaływanie na cały ten teren, który jest naszą Małą Ojczyzną. Tworzył jego tożsamość. Otwarty to był klasztor zarówno na członkinie najmożniejszych rodów polskich jak i na pełne szlachcianki, a także i mieszczki. Lubelscy mieszczanie jak i okoliczna szlachta przysyłali tutaj swoje córki, żeby uczyły się od sióstr trochę czytania, trochę pisania, modlitwy…tego co na tamtym etapie dziejów, jak rozumiano, było potrzebne mądrej szlachetnej kobiecie. Niektóre z tych dziewcząt pozostały w tym klasztorze na całe dziesięciolecia. Tworzyły jego tożsamość i dla Lublina stawały się punktem odniesienia. Żeby zobaczyć jakie to były kobity, warto sięgnąć do oryginalnych tekstów. Nie wiele pozostało po Brygidkach, także dlatego, że i tu znów splot z naszymi narodowymi dziejami, nie udało się ocalić klasztoru w dobie kasat w XIX w. Klasztor został rozwiązany. Brygidki dożyły swoich lat. Nie wolno im było przyjmować nowicjuszek. Ale te okoliczności sprawiły i to, że niewiele po nich zostało, ba…nawet nazwa gdzieś uciekła. Brygidki żyły tu, modliły się, pracowały przez lat czterysta. Po nich na krótko zasiedlone siostry Wizytki mieszkały tutaj tylko lat czterdzieści. (…) Jakie były Brygidki i co dały Lublinowi? Jakże niewiele po nich zostało trudno ocenić, ale jest taka książka nazywa się METRYKA, którą regularnie od końca XVI w. spisywały. Rękopis cudem ocalony dzisiaj gdzieś w Krakowie, w którym to rękopisie zapisywano po kolei nazwiska wszystkich które wstępowały do tego miejsca i tutaj umierały. Krótka, lakoniczna charakterystyka, czasem parę zdań więcej. Około dwustu sióstr wpisanych do tego rejestru. O jednej z nich pewnie nie najwybitniejszej, ale chyba najpiękniej opisanej, przynajmniej ja tak to czuję. Autorka anonimowa napisała w ten sposób: „ Panna Teresa Młodyńska cnót wielkich, osobliwej pokory i pilności około chorych. Służąc, karmiąc ich, napawając łóżeczka ubogie prześcielając, dźwigając i najniższe posługi wyrządzając, akty z nimi mówiąc, do szczęśliwej śmierci ich gotując. Mogłoby było tytuł dać jej godnie, że było siostrą Miłosierdzia. Ochotnie i w prostocie czyniąca i służąca zakonnym potrzebom. Prawie na posłuszeństwie zdrowie stargawszy, wszystkim miła, wszystkim do zbudowania, w pracach nie zwyciężona, miłością wszystkim zasłużona. Umarła dnia 16 listopada roku 1714 w młodości. Z pospolitym całego zgromadzenia żalem i wielkim podziwieniem tylko dla pamięci i naśladowania we wszystkich cnotach, których była pełna przy rozumnie pobożnej wesołości. Niechże na wieki z Oblubieńcem Jezusa, o którego się tu w życiu pilnie starała, miłość zadużywa wiecznego wesela.” Amen. Trzeba znać swoją tożsamość. Kim jesteśmy? Na barkach jakich to pokoleń stoimy? Co zrobili ci przed nami? Jakie dziedzictwo wpada nam do rąk? Materialne, intelektualne i duchowe. Dziś zdaje się bardziej niż kiedykolwiek kładziony jest akcent na to , co przed nami na przyszłość. Nie ma pewnie w troszczeniu się o przyszłość nic złego, tylko żeby wiedzieć w którym kierunku idzie się w przyszłość, to trzeba najpierw wiedzieć w jakim miejscu się stoi, bo inaczej żadna droga nie będzie sensowna. Żeby znać drogę, którą chcę przejść muszę na mapie wiedzieć gdzie jestem, kim jestem, żeby wiedzieć kim chce być. Żeby wiedzieć kim chcemy być. Jako Polacy, jako Naród, jako Kościół w Polsce. Trzeba najpierw wiedzieć kim jesteśmy. Jeśli ktoś nie wie kim jest, to istnieje niebezpieczeństwo, że jest nikim. Trzeba wiedzieć kim się jest. Trzeba doceniać to, co otrzymaliśmy. A otrzymaliśmy niezwykle wiele. Można być dumnym z dorobku naszych przodków. Dorobku materialnego, kulturalnego, intelektualnego i duchowego. (…) Nie mamy się czego wstydzić. Ta świątynia jest tego świadectwem. Ilekroć będziemy tutaj przychodzić, albo ją mijać, miejmy świadomość to MY jesteśmy… To MY. To jest wielkość…Trochę nie zasłużona. Nasi przodkowie nam ją dali. My ją otrzymujemy. Istnieje tutaj wielkie wezwanie. Wezwanie do solidarności pokoju. Co otrzymają po nas? Czy pracuję, modlę się, jestem mocną teraz dla przyszłości. Co po mnie zostanie? Czy szlachetność ducha, realny dorobek. Bardzo akcentuję się poza przyszłością mało określone, indywidualistyczne traktowanie rzeczywistości. Ja, mnie się należy, zadbaj o siebie, zrób karierę, stać cię na więcej. Tylko nie mówi się, że to ma być we spólnocie, że to nie jest dla ciebie, że to jest dla innych. Bardzo rozbiła nam się w świadomości, a następnie realnie wspólnota, poczucie tego, że robię coś dla nich. Uciekło nam chętne dawanie siebie dla innych. Pamiętam, że ze wzruszeniem czytałem pewien tekst mówiący o sejmiku szlacheckim w ziemi lubelskiej w połowie XVII w. Kiedy sąsiedzi mówili o sąsiedzie trzeba wystąpić do sejmu, bo tenże nasz sąsiad w ostatniej wojnie stracił wszystko, w tym 12 synów i został sam. I pomyślałem sobie jak ludzie byli gotowi ofiarować wszystko, łącznie z rodziną, która jest dla nas dzisiaj taką świętością, że nie może być położona na żadnym ołtarzu. To też nie jest prawda. Są większe wartości. Jak ludzie poważnie traktowali swoje wspólnotowe obowiązki, bo nie wiedzieli kim są i co chcą ocalić. Coś większego niż siebie. Dawali wszystko w poczuciu, że wszystko mogą zyskać, nie dla siebie, bo dzieje jednostki trwają krótko, dzieje na Bogu mogą trwać długo. Moi drodzy nasza tożsamość. Kim jesteśmy w tej perspektywie średniowiecznego króla, który ten Kościół poszerza i Brygidki sprowadza. Tych sióstr, które się intensywnie modlą i pracują. Kim jesteśmy? Czy wiem kim jesteśmy? I druga płaszczyzna, o której tylko kilka zdań. Płaszczyzna obcowania świętych, bo nie zniknęły te Brygidki. Nie tylko na poziomie dorobku, one po prostu nie zniknęły. My wszyscy stanowimy jedność. Każdy powołany do życia nigdy już życia nie straci. Owszem zmienia się życie doczesne ale pozostaje na wieczność. One wszystkie tutaj są. Pan Bóg ma je wszystkie u siebie. O tej samej o której już czytałem uznała autorka, że trochę jeszcze za mało i napisała:” Dziewięć lat żyła Teresa w zakonie. Tutaj w tych murach, że dobrze żyła na Jezusa łonie na wieki będzie panna spoczywała. Dałaś się Bogu, Boga żeś wybrała. Sto trzydzieści już było tu złożonych w tym grobie. Sto trzydzieści sióstr do tej pory było tu pochowanych i pisze poetka dalej. Cyfrę tyś odmieniła w sto trzydzieści jedną, a ja tobie taki nagrobek piszę. Cyfrą żeś w życiu była z pokory, abyś w niebie za tysiąc ważyła”. Moi drodzy niebo zaczyna się już tutaj i my już jesteśmy w nim jedną nogą. One są tam już w pełni w ręku Boga. W dzisiejszej Ewangelii mówi nam Pan Jezus o tym, żeby nasze serca nie były ociężałe, żeby nie szły w dół w skutek obżarstwa, pijaństwa, trosk doczesnych, żeby nie były zgniłe, będziemy dzisiaj w Liturgii Eucharystycznej, kiedy kapłan nas wezwie w Górę Serca odpowiadać wznosimy je do Pana. Serca, które wiedzą kim są, czego chcą i dokąd podążają. Te serca, które jeśli są w ręku Boga…Czy twoje serce jest teraz w ręku Boga? Jeśli są w ręku Boga, to są na tej samej dłoni na której są serca sióstr Brygidek. Modlimy się w intencji tych wszystkich, którzy przeszli przez tę świątynię w ciągu wieków, żebyśmy mogli dołączyć do ich grona w szeregu wspaniałych Polaków, szlachetnych ludzi, tych którzy miłują Polskę i Kościół.
Ks. dr hab. Jarosław Marczewski
Kazanie wygłoszone w czasie Zaduszek Pobrygidkowskich w dniu 29.11.2015 r.